Kolejne państwo na świecie bierze się za hejt w sieci. Na razie starcza mu odwagi, stanowczości i determinacji. Natomiast nie wiemy jak skończą się te plany regulacyjne. Tym razem Australia chce zmusić platformy społecznościowe do zdemaskowania internetowych trolli. Brzmi znajomo? Tak, ponieważ podobne przepisy zwalczające hejt w sieci opracowuje UE i inne kraje na świecie. Efekty? Na razie nie ma żadnych, ale to nie znaczy, że walka się skończyła.
Australijski rząd kontra hejt
Serwis Reuters poinformował 28 listopada o nowych planach rządu australijskiego. Państwo to wprowadzi przepisy, które sprawią, że giganci mediów społecznościowych podadzą wszelkie dane użytkowników, którzy zamieszczają zniesławiające komentarze. Takie plany legislacyjne zapowiedział premier Scott Morrison
– Świat online nie powinien być Dzikim Zachodem, gdzie boty, bigoci, trolle i inni krążą anonimowo i mogą krzywdzić ludzi – powiedział Morrison podczas telewizyjnej konferencji prasowej. – To nie jest to, co może się zdarzyć w prawdziwym świecie i nie ma powodu, aby mogło to mieć miejsce w świecie cyfrowym – dodał.
Kwestia jest bardzo poważna i wydaje się, że australijscy trolle wcale nie ustępują tym wschodnim, lub znanym nam z polskiego podwórka. Do tego stopnia, że sprawą zajął się australijski sąd najwyższy. Orzekł, że wydawców odpowiedzialnych za publiczne, zniesławiające komentarze na forach internetowych można oskarżyć i nawet aresztować. Efekt? CNN zablokował możliwość komentowania swoich postów na Facebooku dla Australijczyków.
Nowe przepisy mają wprowadzić mechanizm skarg, dzięki czemu jeśli ktoś uzna, że jest zniesławiany, zastraszany lub atakowany w mediach społecznościowych, będzie mógł zażądać od platformy usunięcia materiałów. Jeśli tak się nie stanie, Facebook czy Twitter będą musieli podać dane komentatora. Brzmi bardzo uczciwie, prawda?
Australia już rzuciła wyzwanie Facebookowi
Przypomnijmy, że nie jest o pierwszy taki moment, kiedy australijski rząd bierze się za cyfrowe regulacje. Warto zauważyć, że już w lutym 2021 roku Australia przeprowadził istną batalię z Facebookiem i po części Google. Opracowywane wtedy przepisy planowane przez australijski rząd miały uderzyć we wszechmocne big techy. Wspomniane koncerny miały być zmuszone zapłacić wydawcom za treści, w tym także za linki publikowane np. na fanpage’ach. W odwecie Facebook zablokował możliwość publikacji treści australijski mediów na prawie tydzień.
Po tych siedmiu dniach, które wstrząsnęły światem mediów i technologii Facebook i rząd Australii podali sobie ręce. W oficjalnym oświadczeniu przedstawiciele australijskiego rządu poinformowali, że po rozmowach osiągnięto porozumienie.
„Ban na newsy” został zdjęty, a przedstawiciele mediów australijskich zaczęli rozmowy z Facebookiem na temat zwiększenia kwot wpływających z reklam. Czy dziś australijskie media są bogatsze z tego względu? Na razie nie ma danych, które by na to bezpośrednio wskazywały.
Australia idzie tropem Unii Europejskiej w walce z hejtem
Przepisy procedowane w Australii nie są rozwiązaniem przełomowym, gdyż podobne regulacje funkcjonują w poszczególnych państwach Unii Europejskiej. Wprowadzenie podobnych rozwiązań stanowi przedmiot debaty publicznej również w Polsce.
– Na przełomie 2020/2021 roku opublikowany został projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych. W projekcie przewidziano obowiązki operatorów internetowych serwisów społecznościowych posiadających co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników – informuje Katarzyna Gorzkowska, prawnik w kancelarii APLAW Artur Piechocki.
Operator danych musi wziąć odpowiedzialność
Projekt ten określa obowiązki, jakie operator musiałby podjąć w związku z opublikowaniem treści o charakterze bezprawnym, czyli treści naruszających dobra osobiste, stanowiących dezinformację, treści o charakterze przestępnym, a także treści, które naruszają dobre obyczaje. Do takich obowiązków należy ustanowienie wewnętrznego postępowania kontrolnego w sprawach, których przedmiotem są reklamacje użytkowników w zakresie rozpowszechnienia treści o charakterze bezprawnym. Zgodnie z projektem ustawy takie postępowanie musiałoby być prowadzone w języku polskim. Operator musiałby także wprowadzić system zgłaszania i rozpatrywania reklamacji użytkowników serwisu. Natomiast uwzględnienie reklamacji wiązałoby się z uniemożliwieniem rozpowszechnianie bezprawnych treści.
– Projekt ustawy przewiduje ponadto dodatkowe uprawnienia dla prokuratora. Chodzi o możliwość bezpośredniego zwrócenia się do operatora lub jego przedstawiciela o nadesłanie informacji, w szczególności dotyczących danych określających użytkownika oraz publikacji zamieszczonych w internetowym serwisie społecznościowym. Ponadto, w określonych przypadkach (np. treści pornograficznych) prokurator mógłby nakazać operatorowi uniemożliwienie dostępu do takich treści – dodaje Katarzyna Gorzkowska.
Ustawa na etapie projektu
Co istotne, projekt przewidywał zmianę Kodeksu postępowania cywilnego i wprowadzenie postępowania o ochronę dóbr osobistych przeciwko osobom o nieustalonej tożsamości. Nowa procedura umożliwiłaby dochodzenie roszczeń w postępowaniu cywilnym bez konieczności wskazywania danych osobowych sprawcy. Postępowanie mogłoby zostać wszczęte w sytuacji, gdy osoba poszkodowana np. obraźliwym wpisem (tj. powód) nie zna imienia i nazwiska lub adresu miejsca zamieszkania czy siedziby pozwanego.
W takiej sytuacji wystarczyłby oznaczenie operatora, wskazanie bezprawnej publikacji, w tym wpisów, zdjęć, nagrań audio oraz wideo z podaniem adresu URL zasobu danych internetowych, na którym zostały opublikowane, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika, o ile będzie to możliwe. Ponadto, oświadczenie powoda, że podjął próbę powiadomienia pozwanego o zamiarze wytoczenia przeciwko niemu powództwa albo oświadczenie, że powiadomienie takie nie było możliwe wraz z podaniem przyczyny.
– Ze względu na krytykę zaproponowanych rozwiązań, ustawa do dzisiaj pozostaje na etapie projektu. Należy jednak zwrócić uwagę, że aktualnie osoba pokrzywdzona np. obraźliwym wpisem, która została znieważona, lub której dobra osobiste zostały naruszone w inny sposób, ma możliwość dochodzenia swoich praw zarówno w postępowaniu cywilnym, jak i również w postępowaniu karnym. Obecne rozwiązania nie są jednak doskonałe i w praktyce osoba poszkodowana napotyka na drodze wiele komplikacji. Przede wszystkim ustalenie tożsamości sprawcy zazwyczaj nastręcza wiele trudności, gdyż ze względu na ochronę danych osobowych operatorzy serwisów społecznościowych odmawiają ujawniania danych osób publikujących treści. Dlatego dochodzenie praw przeważnie wiąże się z koniecznością zainicjowania postępowania karnego, w ramach którego dane są ustalane przez sąd lub organy ścigania. – zauważa ekspertka z kancelarii APLAW Artur Piechocki.
Co jest zniesławieniem, a co może nim być?
Wielu ekspertów zastanawia się jednak, czy nowe regulacje idą w duchu z literą ochrony praw człowieka, praw do wolności słowa czy wypowiedzi. Kto ma decydować o tym, co jest zniesławieniem, pomówieniem czy zwykłym hejtem, a może po prostu krytyką na serwisie społecznościowym. Oczywiście takie sprawy będzie rozstrzygał później sąd. Natomiast w pierwszym etapie musi to zrobić serwis, ewentualnie system, jakiego używa. To znowu niesie ze sobą kwestie wykorzystania serwisów jako narzędzi walki politycznej. Nie mówiąc już o ew. błędach, jakie mogą się pojawić, mniej lub bardziej zamierzonych.
Państwa też mogą wykorzystywać nowe, powstające prawo. „Chcesz prowadzić u nas biznes, pewne komentarze muszą zniknąć”. Już dziś serwisy społecznościowe reagują na naciski dużych rynków, które nie życzą sobie pewnych informacji. Wyobraźmy sobie, że polski rząd zabroni Facebookowi negatywnie komentować działania premiera czy prezydenta. I absolutnie nie ma to znaczenia, kto będzie aktualnie u władzy. Te wszystkie zarzuty, czy też wskazywane zagrożenia należy w nowym prawie ująć. Aby nie mylić krytyki ze zniesławieniem.
Nadzór będzie bardzo trudny
Czy teoretycznie jest możliwe, aby móc prześledzić setki milionów komentarzy publikowanych dzień w dzień? Patrząc na to co się dziej tylko na polskich portalach, widać, że trudno walczyć z mową nienawiści czy hejtem. Dziś serwisy mają proste programy odsiewające mowę nienawiści za pomocą słów kluczowych. Oczywiście internauci skutecznie je omijają, wykorzystując coraz to nowe sposoby wplatania w słowa znaków interpunkcyjnych, zastępujących litery itd. Wiele serwisów w ogóle nie martwi się kwestiami prawnymi, związanymi z publikowanymi na ich stronie komentarzami. Może zatem sztuczna inteligencja pomoże?
Niestety i tu działa to niebyt skutecznie. Facebook odrobił trochę pracę domową i zaczyna na poważnie walczyć hejtem, pomówieniami i zniesławianiem oraz mową nienawiści. Koncern przekonuje nawet, że wykorzystywane przez niego algorytmy sztucznej inteligencji zdołały zredukować mowę nienawiści o 50 proc. na serwisie. Jeśli jednak spojrzymy na treści, jakie pojawiają się pod postami, to serwis społecznościowy nadal ma spory problem. Być może algorytmy jeszcze nie są na tyle skuteczne, a może po prostu z hejtem walczyć się nie da tymi sposobami. Natomiast najważniejsze w tej kwestii jest wytrwałość. Nie można porzucić walki, tylko szukać skutecznych rozwiązań. Miejmy nadzieję, że zarówno Australii czy Unii Europejskiej a tym samym Polsce walka z mową nienawiści się uda. Także na serwisach społecznościowych.
Opracowanie: Tomasz Jurczak (HomoDigital.pl)
Link do artykułu: https://homodigital.pl/hejt-facebook-twitter-serwisy-spolecznosciowe/